Wiedźmini

Wiedźmini w Perfect World

Ogłoszenie

Zasady Gildii Wiedźminów są zarazem Zasadami Forum. Nie zastosowanie się do zasad gildii jest równoznaczne z konsekwencjami połamanych zasad: usunięcie z gildii/forum.

#1 2009-10-03 06:53:27

Vilquor Piwochlap

Wiedźmin

Zarejestrowany: 2009-08-29
Posty: 218
Punktów :   

Rozgniewana Dusza Część 2

Amywiewien podeszła do starych, drewnianych drzwi Karczmy "Pod Kamiennym Spojrzeniem". Wyciągnęła dłoń w stronę klamki, zawahała się. Nigdy nie była w takim miejscu. Jako kapłanka bogini miłości i urodzaju, wzbraniała się przed zaglądaniem do przybytków pijaństwa i rozpusty takim, jak ten. Zawsze dziwiło ją, dlaczego mężczyźni upodobali sobie alkohol, jako trunek, przy którym spędzali popołudnia i wieczory. Gorzki, palący gardło napój, pozbawiający kontroli nad swoim ciałem, nawet świadomości, a co za tym idzie, godności osobistej, wśród pracujących na roli mieszkańców wioski, był bardzo popularny. Jej rozmyślania przerwało ciche "Przepraszam". Amywiewien obejrzała się. Za nią stała przedziwna osoba. Poły ciemnego płaszcza, okrywały jej ramiona i otulały ciało również z przodu, kryjąc pod sobą odzienie. Również kaptur nasunięty nisko, skrywał cieniem, w swych przepastnych trzewiach, twarz właściciela. Jedynie barwa głosu, delikatna i melodyjna, mogła zdradzić kapłance, że przed nią stała kobieta. Amywiewien odstąpiła o krok odruchowo. Spod poły płaszcza wyłoniła się dłoń skryta w skórzanej rękawiczce, chwyciła klamkę.

************************************************************************************

W zadymionym, skrytym w półmroku wnętrzu, panował przyjemny dla ucha hałas stworzony z głośnych rozmów, śmiechów, pijanych śpiewów, którym towarzyszyło przygrywanie grajków, a nawet, od czasu do czasu, rytmiczne bekanie. Nikt zatem nie słyszał głośnego jęknięcia Mansiego, kiedy niewielki, ostry, jak brzytwa, toporek, naciął głęboko jego przegub. To jęknięcie, szybko z resztą przerodziło się w charczenie, kiedy mocarna łapa Bestiołaka chwyciła staruszka za mizerne gardło, bez najmniejszego problemu przeciągając drobnego mężczyznę przez okrągły stół tuż przed lwią paszczę Vilquora.
-Rozumiesz, chyba, że nie spodobało mi się to, co usłyszałem - Zdążył wycedzić warkotliwie bestiołak, nim przerwało mu głośne skrzypienie, od lat nieoliwionych, zawiasów drzwi oraz oślepiający blask światła słonecznego, tak niechcianego w podobnych miejscach. Wszyscy zwrócili swe spojrzenia w stronę wejścia. Ustały rozmowy, śpiewy, śmiechy, pogrywanie grajków. Nawet beknięcia, które jeszcze przed chwilą wydawały się być całkowicie wyrwane spod jakiejkolwiek kontroli. Nawet biedny Mansie przestał charkać przy każdym, z trudem łapanym oddechu. Goście, młode dziewki, podające jadło i napitek, nawet sam karczmarz, wpatrywali się w przybyłą osobę w bezruchu i milczeniu. W jednej chwili zapanowała straszliwa, przenikliwa cisza i tylko bzyczenie natrętnych much świadczyło o tym, że to nie sam czas się zatrzymał niewiadomym sposobem. Przybysz zamknął drzwi za sobą, po czym skierował swe powolne, pewne, stawiane z gracją kroki przed siebie, wprost w stronę okrągłego stoliczka przy którym Vilquor mocno trzymał Mansiego za krtań, śledzony uważnym spojrzeniem każdej pary oczu przebywającej w tym miejscu.
-Puść pana, mości Vilquorze. Jeszcze go zepsujesz - Oznajmiła postać delikatnym głosem, kiedy już dotarła do stolika. Spod poły płaszcza ponownie wyłoniła sie dłoń skryta w czarnej rękawicy. Tym razem, jednak, dzierżyła sporą butelczynę wypełnioną jakimś rdzawym płynem. Zagadany warknął przeciągle, ale wykonał polecenie. Kiedy butelka stanęła na okrągłym blacie stołu, Mansie już wybiegał z lokalu, nie zważając na krzesła, o które się potykał.
-No proszę, proszę - Mruknął Vilquor z krzywym uśmiechem, siadając ciężko z powrotem na swym zydelku. Nawet nie zauważył, kiedy wstał. Teraz wskazywał zapraszającym gestem krzesło, na którym do niedawna siedział Mansie. - Czy mnie stare uszy mylą, czy to rzeczywiście Młody Wiedźmin, Laerathia?
-Starszy Wiedźmin - Poprawiła go. Drobne dłonie chwyciły za krawędzie kaptura, by po chwili zsunąć go z głowy właścicielki, ukazując długie ciemne włosy, splecione w warkocz, spod których, na wysokości spiczastych uszu sterczała na boki para niewielkich skrzydeł. Spojrzała na niego z uprzejmym uśmiechem, siadając na przeciw bestiołaka.
We wnętrzu karczmy ponownie zapanował radosny gwar. Było to jedyne chyba miejsce, gdzie nie zależnie od swojej profesji, można było czuć się, jak u siebie w domu. Być może właśnie dlatego Wiedźmini tak bardzo umiłowali sobie podobne przybytki? Nikt nie zauważył osoby nie pasującej do wnętrza, siadającej cichutko tuż obok stolika przy którym zasiadła para Wiedźminów. Amywiewien z trudem ukrywała podekscytowanie. Nie dość, że po raz pierwszy w życiu była w prawdziwej karczmie, to jeszcze miała okazję z tak bliska zobaczyć Wiedzmina. I to nie jednego, a dwójkę! Nie miała pojęcia ani śmiałości podejść bliżej i upomnieć się o swoją sprawę, postanowiła zatem siedzieć tak cichutko, jak to tylko możliwe, licząc, że z czasem nabierze więcej odwagi. Tymczasem Vilquor właśnie otwierał butelczynę

**************************************************************************************

Prawo. To coś, co Crivo rozumiał doskonale. Podczas dziesięciu lat wybijania potworów dla władz miasta Plume, to była jedyna stała w jego życiu. Wilkołaki, wampiry, przerazy, licha, czerwy, ale także gwałciciele, mordercy, szaleni magowie. Miał do czynienia z nimi wszystkimi. Setki wieczorów wyciętych z życiorysu. Jednak we wszystkich nieprzyzwoitych sytuacjach, w jakie dał się wciągnąć, nigdy nie stracił z oczu tego, co dla niego liczyło się najbardziej: Prawa. Bronić tych, którzy nie potrafią sami się obronić. Za wszelką cenę. Nigdy się nie zawahał. Po raz enty przeklinał siebie i swoją profesję, idąc ulicami miasta. Moralność w dzisiejszych czasach, stała sie tylko zagrożeniem, a Crivo nigdy nie robił miejsca dla zagrożeń. Tak właśnie szanował prawo. Niestety, nie zawsze dobrze się z tym spało. Tak, jak teraz. Musiał zabić Kunllera. Męża, ojca dwójki dzieci. Czyjegoś syna. Za dnia przykładnego obywatela, kapłana boga światła... Niestety brutalnie zamordował dwadzieścia siedem osób, głównie dzieci. Nocą. Jako wilkołak. I mimo, że Crivo znał sposób na odczynienie klątwy, Kunller już został skazany na śmierć. Jednak dobry Wiedźmin odróżni wilkołaka Alfa od zwykłego żołnierza watahy. A Crivo był jednym z najlepszych. Kroczył ulicami miasta Plume, kierując się do gmachu sądu najwyższego, znajdującego się na przedostatnim pietrze Wielkiego Dębu. Prawo ostatecznie miało zatryumfować. Położył dłoń na rękojeści kuszy, dyndającej przy jego pasie...


http://img9.imageshack.us/img9/640/sygnaturawiedzmini.jpg

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.chowanego-cs.pun.pl www.narutoforum.pun.pl www.heksa.pun.pl www.bractwo-neonii.pun.pl www.apokalipsa2012.pun.pl